sobota, 12 października 2013

Chapter two

Clary

- Za 2 godziny mamy samolot, na lotnisku powinnyśmy być już 20 minut temu, a Ty co? Cały czas siedzisz w łazience, i układasz grzywkę... - siedziałam w salonie zniecierpliwiona. Byłam już przygotowana do wyjścia, ale Miranda w ogóle nie wychodziła z łazienki. Co kilka sekund słyszałam tylko dźwięki lakieru spryskiwanego do włosów. Nie chciałam spóźnić się na samolot, bo tak bardzo pragnęłam być już w słonecznym Los Angeles! Westchnęłam i przeszłam na moment do kuchni. Wzięłam butelkę wody mineralnej i szklankę, napełniłam ją bezbarwnym płynem i wlałam go w siebie. Chłodny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Przetarłam usta chusteczką i zarzuciłam kosmykiem włosów za siebie. Spojrzałam na zegarek.
- Miranda, no proszę Cię! Fryzura i tak Ci się zepsuje podczas lotu. - usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach od łazienki i wreszcie odetchnęłam z ulgą. - Ile można? - spytałam unosząc ręce nad głowę. Chociaż... może warto było tyle czekać. Przede mną stała prześliczna blond-włosa dziewczyna.





Spojrzałam na nią ze świeczkami w oczach. No po prostu wyglądała prześlicznie. Czasem zazdroszczę jej takiej urody.
- I jak? - wyrwał mnie z rozmyślań jej delikatny głos.
- Jesteś piękna. - uśmiechnęła się szeroko. - Wyglądasz olśniewająco.
- Dziękuję, Clary. Nic nie trzeba zmieniać? Na pewno? Bo jakby co, to mam jeszcze w łazience przygotowany strój awaryjny i...
- Nie, nie! Wszystko jest dobrze. - przerwałam jej. - Hmm, tylko wiesz co? Rozepnij kurtkę, bo to wygląda nie-estetycznie. - zrobiła to, o co ją poprosiłam i rozpięła jeansową kurtkę, pod którą znajdowała się biała bokserka z napisem "love will tear us a part". Uśmiechnęłam się na jej widok, ponieważ podarowałam ją Mirandzie kilka miesięcy temu. Tamtego dnia Simon zdradził ją z Kate. Nie miałam wtedy odwagi, żeby powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze. Tak, nie miałam odwagi. To nie jest dziwne. Ja po prostu nie jestem na tyle odważna, żeby mówić ludziom to, co nigdy nie było, nie jest i nie będzie prawdą. Tak nauczyli mnie rodzice, i tak już zostanie.
- Ohh, okej. Teraz jest dobrze?
- Jest idealnie, kochana. A teraz możemy już iść? - spytałam tupiąc nogami.
- A, właśnie. Chodźmy! - że co? Jezu, czasami nie rozumiałam, jak taka inteligentna, mądra i błyskotliwa dziewczyna może mieć tak niepoukładane w głowie. Ehh, młoda jest. Sorki. Młode jesteśmy. Od czasu do czasu są momenty zapomnienia i przejścia w totalne szaleństwo. To znaczy... Teraz to akurat mówię o Miran, bo ja, jak już wspominałam, nie jestem imprezowiczką. Nie jestem też zbytnio "duszą towarzystwa". Jeśli chodzi o wyjścia ze znajomymi, to wystarczy mi tylko wieczór, kawiarnia i cicha, spokojna pogawędka. Nic więcej. Nie potrzebuję dzikiej imprezy, żeby dobrze się bawić. Jest jak jest, i jak ma być, i jest doskonale. Niczego mi nie brakuje.
Opuściłyśmy dom, i zapakowałyśmy się do naszej... Przepraszam, MOJEJ limuzyny. W sumie to nawet nie wiem, czemu zaznaczyłam, że jest moja. Gdy na nią patrzę, to widzę siedzących w niej rodziców. Tak, to oni ją kupili. Codziennie jeździłam nią do szkoły, na zakupy, do przyjaciółek. PRZYJACIÓŁKI. Chodzi mi o moją dawną przyjaciółkę, Olivię. Niestety kiedy moi rodzice zmarli, zerwałyśmy ze sobą kontakt. Jakby to powiedzieć... Znudziłam jej się. A jeśli chodzi o Miran, to mieszkamy razem dopiero od kilku miesięcy. Wcześniej mieszkała ona na przedmieściach Los Angeles, a teraz mieszka ze mną w "Centrum Sław". Ale tak poważnie. Niedaleko mnie swoją siedzibę mają Liam Hemsworth oraz sama Angela Hart! Jest ona jedną z moich ulubionych modelek. Ale nie widuję jej "po sąsiedzku" ponieważ - jak już wspominałam - nie za często wychodzę z domu. Przez większość mojego wolnego czasu projektuję coraz to nowsze ubrania, ale jeszcze nie pokazałam ich żadnemu sławnemu projektantowi. Nie mówiłam o nich nawet rodzicom. Nigdy. Wiedzieli, że interesuję się modą i w ogóle, ale nie słyszeli nigdy o moich projektach. Nic im nie mówiłam, bo bałam się, że ich nie przyjmą, lub odrzucą moje starania. Jestem strasznie wrażliwa. Czasem nawet jedno słowo może złamać mi serce. Jestem jaka jestem, i nie chcę się zmieniać. Kiedyś moja mama powiedziała mi, że mogę być wzorem dla milionów ludzi. Nie rozumiałam jej. Przecież jestem zwykłym człowiekiem. Ale z biegiem czasu uświadomiłam sobie, o co tak naprawdę jej chodziło. Może kiedyś powiem tak mojej własnej córce, i ona tak samo będzie się zastanawiać, co miałam na myśli.
Droga na lotnisko zajęła nam niemalże 20 minut. Nie żebyśmy mieszkały jakoś blisko lotniska, co to, to nie. Lubię latać samolotami, wolę to przynajmniej bardziej niż podróż autem czy na przykład pociągiem, ale nie zniosłabym codziennego szumu nad domem i lękiem przed tym, że w końcu pewnego dnia, jeden jedyny samolot mógłby rozbić się tuż przed moim domem i zginęłoby przed nim wielu ludzi. Każdego dnia miałabym przed sobą obraz rozbijającego się samolotu i ludzi, którzy stracili w nim życie. Nie mogłabym na to pozwolić. OKROPNOŚĆ.
Kiedy wysiadłyśmy i Benny (mój osobisty szofer) wyciągnął nasze walizki z bagażnika, spojrzałam dokładnie na Miran. Od początku naszego wyjazdu, czyli odkąd wyszłyśmy z domu, była jakaś nieobecna, jakby stało się coś poważnego.
- Hej, wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze.
- Wszystko jest ok. Nie masz się czym przejmować. - oznajmiła. Stwierdziłam, że nie muszę już o nic pytać. Skoro mówi, że jest dobrze, to chyba rzeczywiście tak jest. Miran by mnie nie okłamała. Zawsze mówi mi praktycznie o wszystkim. Jednak to, że powiedziała to z lekką niepewnością w głosie i z niesmakiem na twarzy, nie dawało mi spokoju, i coś kazało mi dowiedzieć się, co się dzieje. Ale nie chciałam wtedy zaprzątać sobie tym głowy. Wiem, to trochę niemiłe w stosunku do Mirandy, ale uwierzcie mi, naprawdę zależy mi na tym, żeby zawsze ją wspierać i jej pomagać. Kocham ją najbardziej na świecie, i nie chcę, żeby cierpiała przez coś, lub przez kogoś. Załatwię to, gdy będziemy już w samolocie. Wtedy będę mieć na to więcej czasu. Ale teraz została mi tylko godzina, żeby przygotować wszystko do odlotu. A ciężko z tym będzie, bo widząc taki tłum przed wejściem do terminalu, to sądzę, że kolejki będą większe niż kiedykolwiek. A nie chciałabym się spóźnić na bardzo ważny dla nas lot.
- No dobrze, Benny. Dziękujemy za pomoc, ale teraz musimy już iść. Będziemy tęsknić. - mocno przytuliłam starszawego mężczyznę. On jest dla mnie jak dziadek, poważnie. Gdy rodziców nie było, bo musieli pracować, to cały wolny czas spędzałam z nim. To on mi zawsze pomagał, gdy nie było komu się wyżalić. Można powiedzieć, że Benny serio jest moją rodziną. Bardzo długo pracował dla moich rodziców. Teraz też to robi. Nie pracuje dla mnie, tylko dla nich. Byli przyjaciółmi. Mówił mi, że obiecał kiedyś mojemu ojcu, że cokolwiek się stanie, on zawsze będzie ze mną i nigdy mnie nie zostawi. On jest taki kochany.
- Do zobaczenia mała. - rzekł swoim mocnym głosem i odjechał.
Biegiem ruszyłyśmy do środka. Zaczęłyśmy załatwiać wszystko, od bagaży do biletów i nie minęło 40 minut, a już siedziałyśmy na wygodnych fotelach w samolocie.
"Proszę zapiąć pasy, za chwilę ruszamy" - rozległ się ponury głos pilota.
- Mirando, wiesz, że bardzo się o Ciebie martwię. Dlatego ponownie pytam, czy wszystko z Tobą w porządku?
- Clary, wszystko jest w jak najlepszym porządku! Jestem po prostu trochę zmęczona, ale nie martw się, zaraz to naprawię. - uśmiechnęła się lekko i cmoknęła mnie w policzek. Po chwili byliśmy już nad ziemią. Kątem oka zauważyłam, że Miran zasnęła. Nie wiedziałam, co mam myśleć, a przede wszystkim co mam robić. Czy wciąż próbować dowiedzieć się od Mirandy co się stało, czy może odpuścić i cieszyć się naszym wyjazdem? Jedno wiedziałam na pewno. Nie mogłam jej zostawić i udawać, że mam ją gdzieś. Może następnym razem powie mi, czy jest coś na rzeczy. Zależy mi na niej, tyle.

Ciąg dalszy nastąpi...

no i macie drugi rozdział! :)
przepraszam, naprawdę mocno przepraszam, że musieliście na niego tak długo czekać
zawsze, kiedy chciałam go dokończyć, wena mi po prostu uciekała
tak się wkurzałam...
coś myślę, że chyba zepsułam ten rozdział...
a co wy sądzicie? zachęcam do komentowania! bo coś nie widziałam komentarzy ani przy 1 rozdziale, ani przy naszym przepięknym trailerze. nie wiem nawet, czy go oglądaliście
ohoh, nie wybaczę
pozdro <3
Annson xo


niedziela, 29 września 2013

Surprise

mamy dla was pewną niespodziankę!
wczorajszej nocy pojawił się trailer naszego opowiadania! :)
zrobiony został przez Julkę - autorkę m.in. tego bloga http://love-will-remember-tw.blogspot.com/, który moim zdaniem jest oczywiście świetny! 
a więc, oto nasz trailer!


mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Julka się starała, i wg mnie wyszedł po prostu fantastycznie!
tak btw. to zastanawia mnie, czemu przy 1 rozdziale nie ma komentarzy, hm?
tłumaczyć się tu, ale to już :D
2 rozdział pojawi się już niedługo (mam nadzieję)
zależy, ile czasu na niego znajdę, bo mam w chuj nauki
pozderki x
Annson xo

piątek, 20 września 2013

Chapter one

Clary

Całą sobotę spędziłyśmy w domu, pakując się na wyjazd. Miranda pojechała na zakupy spożywcze, a ja kończyłam domowe porządki. Gdy byłam mała, nigdy nie rozumiałam po co musiałam sprzątać, skoro i tak nikogo nie będzie w domu. Dziwne, prawda? Cóż, jednak godzinę temu zabrałam się do pracy, a teraz nasz dom wręcz lśni! Walizka Miran stała spakowana w hallu już od południa. Moja walizka leży w mojej sypialni otwarta i czeka na zapełnienie jej. Jako że uwielbiam modę, to po prostu nie mogę się zdecydować, które ubrania wziąć ze sobą. No nie umiem! Czekam z tym na Mirandę, może mi jakoś pomoże. Trochę się zmęczyłam tym sprzątaniem, ale wypadałoby zostawić taki dom, bo jak wrócimy, to miło by było zastać ład i porządek. Przynajmniej będziemy mogły odpocząć, a nie wszystko ustawiać i czyścić.
Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Otarłam ręce z płynu do szyb i pobiegłam na ganek.
- Nie masz kluczy? - spytałam, ale od razu znalazłam odpowiedź. - Ehh, zapomniałaś. - zachichotałam po cichu.
- Będziesz mi to wypominać, czy może weźmiesz ode mnie te reklamówki? - podała mi dwie ciężkie torby, które szybko zaniosłam do kuchni.
- Jejku, ile ty tego nakupiłaś?
- Kochana, będziemy lecieć przez sześć godzin, a wiesz przecież ile ja jem. - poprawiła grzywkę i pokazała swoje piękne białe zęby. Faktycznie, Miranda dużo je. Czasami aż za dużo. Dziwię się tylko temu, że chociaż pochłania takie ilości jedzenia, to w ogóle nie przybiera na wadze. Też bym tak chciała. Ale to niemożliwe. Ale jakoś działam... Pff, jakoś. Po prostu nie jem za wiele. Tylko nie myślcie, że jestem jakąś wariatką, która dla sławy chce wyglądać jak patyczak! Jem, ale z umiarem. Tyle.
- Mirando, przecież lecimy biznes klasą. Więcej tam dostaniesz za darmo, niż kiedykolwiek kupisz w super markecie.
- Ahhh, zapomniałam o tym. No nic, zostawimy to na nasz powrót do domu.
- Dobrze, a teraz to ty musisz mi pomóc. - spojrzała na mnie pytająco. - Moja walizka leży na górze i pasowałoby coś do niej spakować. Niestety nie mogę się zdecydować, co do ubrań. Pomyślałam, że może będziesz chciała mi pomóc. - uśmiechnęłam się kącikiem ust.
- Hmm, i tak nie mam nic innego do roboty, więc z wielką chęcią Ci pomogę. Idź już na górę, a gdy rozpakuję zakupy, to od razu do Ciebie przyjdę.
- Ok. - pobiegłam do swojej sypialni i otworzyłam drzwi od mojej wielkiej garderoby. 




 Białe, gładkie ściany, białe i srebrne meble, do tego kolorowe ubrania, dodatki, buty, uwielbiam ten widok! Gdy byłam nastolatką, miałam dodatkową mniejszą garderobę na bardziej młodzieżowe rzeczy, ale oczywiście nadal ją mam, bo nie czuję się za bardzo "dorosła". Odsunęłam ciemną zasłonę, za którą znajdowały się rozsuwane szklane drzwi. Weszłam do pomieszczenia, w którym znajdowały się różne czapki, trampki, itp. Otworzyłam jedną z szaf, w której z góry na dół poustawiane były deskorolki. Tak, zgadza się. Byłam skatem. A nie, przepraszam. Nadal nim jestem. Tylko teraz akurat za często z domu nie wychodzę, bo od razu jakiś foto-reporter chce mi zrobić zdjęcie. W skate parku nie byłam odkąd moi rodzice nie żyją. Tamto miejsce za bardzo mi ich przypominało. To właśnie z nimi tam poszłam, i to właśnie oni widzieli moje zamiłowanie do skateboardingu. Wciąż pamiętam deskę, którą dostałam od taty na urodziny. Byłam bardzo podekscytowana, ponieważ to była moja pierwsza deska. Wcześniej pożyczałam je od znajomych ze szkoły, którzy również jeździli. A ja wreszcie mogłam do nich dołączyć na mojej własnej deskorolce! To było takie cudowne... No właśnie, było. Wolę już o tym nie myśleć, ani nie mówić. 
Po chwili do pokoju weszła Miranda. Od razu zamknęłam małą garderobę, i przeszłam do sypialni.
- To co, przygotowałaś już jakieś rzeczy?
- Wiesz... Myślałam przez chwilę... -  wzięłam walizkę, i powoli przeszłyśmy do szafy. - Wspominałam dawne czasy.
- Na przykład?
- Moje "nastoletnie lata". Gdy byłam skatem, gdy miałam przyjaciół, którzy i tak potem okazali się nikim, gdy moi rodzice żyli... Piękne czasy, prawda? - pociągnęłam nosem.
- Rzeczywiście. Kiedyś życie było super... Chociaż, jakby się tak nad tym zastanowić, to teraz jest jeszcze lepsze. Żadnych zakazów, żadnej kontroli, po prostu wolność. Możemy robić co chcemy. - zgadzam się z nią. Tamten świat był zupełnie inny niż teraźniejszy. Wtedy wszystko było magiczne, ale nie mogliśmy tak do końca zatracać się w tej magii, bo dzięki niektórym osobom ona po prostu nie istniała. Teraz jesteśmy "dorośli" i mądrzejsi, rozsądniejsi. Nie podejmujemy pochopnych decyzji, nie robimy nic, bo mogłoby nam lub komuś bliskiemu zaszkodzić. Jakby to powiedzieć, teraz... Myślimy.
- Ale pamiętaj o bezpieczeństwie. - pogroziłam jej palcem.
- Oh, no proszę Cię! Ty zawsze musisz robić wszystko inaczej! Nigdy nie próbowałaś przeżyć przygody? Spróbować czegoś mocniejszego? Ostrzejszego? Czegoś, co mogłoby na zawsze odmienić Twoje życie?
- Miranda, wiesz przecież że tak od dawna uczyli mnie rodzice. Nie chciałabym się im sprzeciwiać, przecież oni są dla mnie najważniejsi. Nigdy nie będę mogła zrobić czegoś, co mogłoby ich zaniepokoić, lub zdenerwować. Po prostu nie potrafię. Za bardzo mi na nich zależy. - odwróciłam się do niej plecami, bo już prawie się rozpłakałam.
- Wiem, że to jest dla Ciebie trudne. Ale zrozum, czasami jednak trzeba wykonać coś, co pokrzyżuje plany losowi, który zapewne chce nam zgotować jakieś kłopoty, czy problemy, z którymi nie będziemy mogli się uporać już do końca życia. Czasami trzeba powiedzieć "nie", taka szybka jazda bez trzymanki. - położyła swoją dłoń na moim ramieniu i pogłaskała je kciukiem.
- Kiedy nadejdzie taki dzień, to zapewne będę już w grobie...
- Oj no, Clary! Przestań żyć pod opieką kogoś, kto z pewnością chce, abyś była szczęśliwa i żyła życiem, którym ktoś Cię kiedyś obdarzył. Spróbuj choć raz przełamać nieśmiałość, bramę która zawsze Cię zatrzymuje, blokuje i odmawia pomocy. Spróbuj. Jeden, jedyny raz. - stanęłam przodem do niej, i spojrzałam głęboko w oczy. - I obiecaj mi, że zrobisz to podczas naszego pobytu w USA. - kompletnie nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć, a przede wszystkim co zrobić. Przecież nie jestem stworzona po to, by "rozrabiać", robić dziwne i szalone rzeczy, a potem mieć kłopoty, tylko po to, by szanować to kim jestem, kim byłam, kim zostanę, i oczywiście jak bardzo zależy mi na moich bliskich. Nie wiem, czy uda mi się wykroczyć poza granice spokoju i harmonii. Przydałaby mi się przy tym czyjaś pomoc, a mówiąc "czyjaś" mam na myśli Miran, która jest specjalistą w tej dziedzinie. 
- No dobrze, zgadzam się. Ale musisz mi w tym pomóc, bo bez tego w ogóle sobie nie poradzę. - Miranda otworzyła wszystkie szafy, kiwnęła dwa razy głową i posłała mi promienny uśmiech.

Ciąg dalszy nastąpi...

heheszki, wreszcie dodałam pierwszy rozdział c;
jestem mistrzem x
bardzo przepraszam czytelników, którzy aż tak długo czekali na nexta
mam nadzieję, że nie jesteście źli? 
nie chciałam zrobić nic złego :(
nie wiem, kiedy dodam następnego, ale postaram się jak najszybciej, choć to nie będzie łatwe...
mam teraz bardzo dużo nauki, i nie mam za bardzo czasu w domu, żeby wziąć zeszyt, lub usiąść przy komputerze, i zabrać się za bloga...
ale tego pisałam na lekcjach w szkole, więc z innymi pewnie będzie tak samo
do tego wolne przerwy, hmm to mogłoby jakoś być, cnie?
także tego, pozdro xx
p.s pamiętajcie o jednym ♥

  

czwartek, 29 sierpnia 2013

Prolog

Clary

- Miran, masz jakieś plany na weekend? - spytałam przyrządzając kolację. Planowałam wyjazd do Stanów. Tak, wiem że to trochę daleko, i nawet nie mam żadnego mądrego powodu, żeby tam jechać, ale tak jakoś mnie naszło, z resztą po co mamy przez całe wakacje siedzieć w Mediolanie? Mieszkam tu już od 15 lat, znam to miasto jak siebie samą. Poza tym, nie ma żadnej opcji, żeby Miranda się nie zgodziła.
- Hmm, weekend? Spójrzmy na plan moich zajęć... - o nie, to nie wróżyło nic dobrego. Jej plan zajęć rujnował moje pomysły. Odetchnęłam z ulgą, gdy odwróciła się do mnie i szeroko uśmiechnęła. - Ojej, tym razem ci się udało, mam wolne! - aż podskoczyłam z radości i przygarnęłam do siebie przyjaciółkę.
- Super! - usiadłam przy blacie kuchennym i zaczęłam mówić. Wyjaśniłam jej wszystko, krok po kroku. Gdzie będziemy mieszkać, kiedy wyjeżdżamy i kiedy wracamy. Teraz tylko zostało mi modlić się, by się zgodziła.
- Wiesz... plan wydaje się być całkiem fajny, a...
- Proszę cię! Zgódź się! Chyba nie chcesz cały czas nudzić się we Włoszech? - wymachiwałam rękami.
- Clary, opanuj się! - złapała moje dłonie i mocno ścisnęła. - Clary! Ja przecież nic jeszcze nie powiedziałam... - spojrzałam na nią wzrokiem biednego małego kotka błagającego o wzięcie go z ulicy. - Ehh, zgadzam się, wariatko. - poczochrała moje włosy i pobiegła do łazienki. Uśmiechnęłam się do samej siebie i wróciłam do poprzedniej czynności.

Miranda

Trochę zaskoczył mnie pomysł Clary, ale pomyślałam, że super by było zobaczyć USA, zwłaszcza, że jedziemy do Los Angeles! Te plaże, te sklepy, te ulice... Ach, nie mogę się doczekać! Poszłam do łazienki, żeby przygotować się do wyjścia. W południe zadzwonił do mnie jeden z nauczycieli ze szkoły tanecznej, zdziwiło mnie to, ponieważ dziś środa, a w ten dzień tygodnia mam zawsze wolne. Ale cóż, to tak jakby mój szef, więc wolałabym przyjść, a nie grymasić jak dziecko. W łazience miałam już przygotowane ciuchy, więc szybko je założyłam, pomalowałam się, ułożyłam grzywkę i wyszłam. Kierowałam się w stronę przedpokoju, dopóki Clary mnie nie zauważyła i odezwała się:
- Wychodzisz? Myślałam, że zjesz ze mną kolację. - podeszłam do niej.
- Kochana, bardzo chętnie bym z tobą zjadła, ale dzwonił Gregorio i prosił, żebym przyjechała do studia. Naprawdę przepraszam... - otworzyłam drzwi wyjściowe - I smacznego. - posłałam jej szczery uśmiech i ruszyłam na przystanek autobusowy.

Schowałam komórkę i słuchawki do torebki i wjechałam windą na 2 piętro, gdzie znajdował się gabinet mojego "szefa". Zastukałam w drzwi, a po chwili stanął w nich wysoki, dojrzały mężyczna.




- Oo, witaj Mirando, jak miło cię widzieć. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, Gregorio.
- Proszę, wejdź. - wskazał ręką czarną sofę, na której oboje usiedliśmy.
- Dziękuję. W czym mogę ci pomóc?
- Ach tak, posłuchaj dzisiaj odeszła Francesca, nauczycielka grupy wiekowej "6-9", trudno nam było rozstać się z tak dobrą tancerką, dzieci ją uwielbiały... - Pff, dzieci! Ja sama ją kochałam, była dla mnie wzorem do naśladowania, a teraz nagle odeszła? - Ale cóż, trzeba iść dalej. Myśleliśmy z innymi pracownikami, kogo by dać na jej miejsce, ponieważ szukanie kogoś nowego zajęłoby dużo czasu, a i tak dzieci do końca tygodnia mają odwołane zajęcia, więc nie chcielibyśmy tego przedłużać. Do rzeczy. Obgadaliśmy całą tą sytuację, obejrzeliśmy wszystkie nagrania z prób i występów, i znaleźliśmy kogoś wręcz idealnego na tę posadę. - wsłuchiwałam się w każde wypowiedziane przez niego słowo.
- Ojej, wybierzecie Mercedes? - spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale ja kontynuowałam. - O, a może Alberto? Nie, nie, to musi być Luca! Chociaż może... - Gregorio zaczął się ze mnie śmiać. Kompletnie nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Och, ależ ty jesteś zabawna! Nigdy nikt mnie tak nie rozbawił! Widzę, że masz w sobie ogromny potencjał, i szacunek do innych uczniów. To również kwalifikuje cię do zostania nowym nauczycielem dla naszych dzieci.
- Dziękuję, to... Chwileczkę, ja mam zastąpić Francescę? Naprawdę? - wytrzeszczyłam oczy.
- Tak, naprawdę. Jesteś bardzo miła, nie ma z tobą żadnych problemów, zawsze komuś pomożesz, do tego jesteś świetną tancerką, i masz bardzo dużo pomysłów, na pewno sobie poradzisz. - dopiero wtedy to wszystko do mnie dotarło. Będę uczyć dzieci w szkole, w której sama się uczyłam. Nie mogłam w to uwierzyć. Prawie podskoczyłam z wrażenia.
- O matko! Dziękuję, naprawdę bardzo ci dziękuję, Gregorio! - przytuliłam go przyjacielsko, i wstałam na nogi.
- Nie ma za co, zasłużyłaś na takie wyróżnienie. To co, widzimy się w poniedziałek? - całe szczęście, że o to zapytał! Inaczej nie przypomniałabym sobie w ogóle o naszym wyjeździe!
- Eee, Gregorio, jest taki jeden malutki problem. W niedzielę rano wyjeżdżam z przyjaciółką do USA. Ale oczywiście wrócę, nie martw się, nie będzie mnie tylko przez cały przyszły tydzień. Może da się znaleźć kogoś, kto zająłby moje miejsce przez ten czas? Nie chcę rozczarować moich nowych uczniów. - moich nowych uczniów, jak to wspaniale brzmi, prawda?
- No pewnie, zapytam Claudio, akurat ma wolne do końca lipca, ale może gdy usłyszy o trochę większej wypłacie, to na pewno się zgodzi. - zaśmiał się. - Miłego wypoczynku, i widzimy się za 2 tygodnie.
- Dziękuję, do zobaczenia. - uścisnęłam jego rękę i wyszłam. Kiedy stałam przed budynkiem, myślałam nad tym, co właśnie dzieje się w moim życiu.
- To najlepsze wakacje w moim życiu. - powiedziałam cicho i pojechałam do domu.

Ciąg dalszy nastąpi...

hehs, no i macie prolog :)
podoba się? wierzę, że tak
pisałam go na szybko, ale i tak się udał! 
oczywiście to tylko moja opinia, wasza może być zupełnie inna :)
zachęcam do komentowania, i widzimy się przy 1 rozdziale!